Maleńki wstęp, do mojego gotowania.

21:19

Wbrew modzie,  gotuję przede wszystkim po polsku i po swojemu. I nie zgadzam się z  krytykami polskiej kuchni, że jest za ciężka, za tłusta i nieciekawa.
W końcu gotujemy nie tylko z książki kucharskiej, ale gotujemy nosem, językiem, oczami. Od nas zależy jak duża jest szczypta... a przepisy są po to, żeby się nimi bawić :)
Dziś na obiad była pomidorowa z makaronem, przyprawiona bazylią. Bazylia dodaje jej zapachu i takiej... delikatności.


A na drugie danie - kasza jaglana z dorszem duszonym pod marchewkowo - porową pierzynką. Zdjęcie niestety wyszło nieostre, więc niedługo będę musiała potrawę powtórzyć i ten brak uzupełnić.
"Pod pierzynką" brzmi wykwintnie, elegancko, a jest wyjątkowo proste i smaczne. I kolejne danie z tych, które lubię - można je urozmaicać na wiele sposobów.
Pierzynka na 4 osoby:
4 duże marchewki,
2 duże pory
Marchew pokroić na cienkie plasterki około 2 mm grubości. Wrzucić na patelnię z oliwą, dodać ze 2 łyżki wody, żeby się nie przypaliła, przykryć i dusić. W tym czasie pokroić w plasterki pora i dodać do marchwi, przykryć i dusić, jak kto lubi - jeśli warzywa mają być jędrne, to około 5 minut, jeśli mięciutkie, to odpowiednio dłużej. Posolić, popieprzyć do smaku, dodać dużą szczyptę tymianku, lub łyżkę posiekanej bazylii, albo kolendry, co kto ma i lubi. Pod warzywa wsunąć 4 kawałki dowolnej ryby i dusić razem kilkanaście minut. Podawać do kaszy jaglanej, lub ryżu.
Można wzbogacać "pierzynkę" o inne warzywa - brokuły, kalafiory, zielony groszek, fasolę szparagową, selera, pietruszkę. Co tylko Wasza fantazja dopuści,
Można też zamiast ryby dodać podsmażone kawałki kurczaka.
Wegetarianie chętnie wcinają samą "pierzynkę" z kaszą. Nawet proszą o dokładkę :)

Nie jestem przeciwnikiem nowinek kulinarnych, wręcz przeciwnie, czasem warto zaszaleć.
To tak, jak spacer w lesie.
Chodzę sobie, staram się nie zabłądzić, poznaję miejsca, gdzie rosną grzyby, albo jagody i często wracam do miejsc, które znam i lubię. Czasem coś zwróci moją uwagę i "skaczę w bok", a nuż znajdę coś ciekawego? I skręcam w nową ścieżkę, odwiedzam inny las i... albo do niego czasem wracam, albo zapamiętuję, żeby tu więcej nie wchodzić, bo nie warto.
Moja kuchnia jest prosta z wyboru. Już tyle lat gotuję, że zdążyłam zauważyć, że wiele przypraw dodaje się po to, żeby zabić w potrawie jej nijakość.
Jak widzę ile specyfików w torebeczkach i pudełeczkach zamieszkuje sklepowe półki, to dostaję zawrotów głowy. Jak ja mogę gotować i jeść nie posiadając tego wszystkiego!
Z kupionych przypraw mam sól, pieprz, cynamon, imbir i zioła prowansalskie -  z internetowych przepisów próbowałam zioła prowansalskie umieszać sama, ale jeszcze mi się nie udało. Zioła z ogrodu mają tak intensywny aromat, że nie jest tak łatwo dobrać proporcje. Ale wszystko przede mną.
Czego w takim razie używam?
Zamiast kostek rosołowych i warzywnych, oraz przypraw typu Vegeta, mam zmiksowane, suszone warzywa, zamiast maggi - lubczyk.
W tym roku mam zamiar paprykę czerwoną słodką i ostrą, a także chili - ususzyć i zmiksować.
Bazylie i kolendra mieszkają na kuchennym parapecie.

W ogrodzie właśnie odradzają się zioła. Oprócz wspomnianego lubczyku, z ziół przyprawowych mieszkają tam - oregano,


 szałwia,

 wreszcie wsadziłam rozmaryn,

jest jeszcze cząber, tymianek, majeranek,. ale jeszcze albo nie wyszły spod ziemi, albo muszę od nowa posiać, bo kurom za bardzo smakowały. Suszone jeszcze mam, więc nie ma pośpiechu.

Warzywa i owszem , też sadzę, ale niestety, nie wszystkich starcza na cały sezon, więc muszę czasem to i owo dokupić, Jak tylko mogę, to pytam sąsiadów, czy nie mają nadwyżek, czasem jednak i do sklepu po coś wejść muszę.

Namawiam Was, jeśli macie ogródek, albo wolne miejsce na parapecie, to spróbujcie wyhodować jakieś ziółka, nie pożałujecie!


Czytamy dalej?

0 komentarze

Najnowsze posty

Copyright

© uciotalki.blogspot.com