Czekam na obiad. Oni też!

20:28

Pilnujemy stadnie obiadu, żeby się nie przypalił. A jak zostaje już tylko pilnowanie, to jest czas, żeby coś skrobnąć na blogu.

Razem z rosnącym zamiłowaniem do książek, rozwijała się we mnie miłość do zwierząt.
A jak kochać zwierzęta, to i z nimi mieszkać.
Jak byłam mała i nie mogłam mieć psa, to wybłagałam akwarium z rybkami.
Dziś przedstawię Wam króciutko naszych wiernych towarzyszy.
Oprócz kur, w tej chwili mieszkają z nami dwa psy - Bajar i Zuri, i kot Izydor.
Jak patrzę na Zuri i Izydora, zastanawiam się, jak nazwać tych, którzy pierwotnie skazali ich na śmierć i nie umiem znaleźć odpowiednio dosadnego określenia.
Izydor:

Jako maleńkiego kotka ktoś go wyrzucił obok szkoły, do której chodziła moja siostrzenica. I cóż mogliśmy zrobić, jak przyniosła go do nas, wiedząc, że mamy serca miękkie jak waciki i litościwe. Tylko litość, to za mało, bierzemy odpowiedzialność za życie żywej istoty. Czasem za długie życie i nie zawsze jest kolorowo. Gdy miał rok, wpadł pod samochód i właściwie miał być uśpiony. Na zdjęciu RTG widać było, że żołądek ma nad sercem. Tylko jeden weterynarz w naszym mieście podjął się operacji rekonstrukcji przepony i udało się. Minęło pięć lat, a on dalej szczęśliwy na wsi łowi myszy.

Zuri:
Adoptowaliśmy ją już po zamieszkaniu na wsi. Włóczyła się nikt nie wie jak długo po świecie, chyba miała być labradorkiem, ale okazało się, że jednak nie do końca nim jest. Ktoś ją wyrzucił i musiała być bita. Na widok smyczy, dosłownie kamieniała. Do tej pory z wielką rezerwą bierze smakołyki z ręki. Ale smyczy już się nie boi. Teraz w nocy śpi w domu, obok Bajara, a od świtu do ciemnej nocy pilnuje, żeby ktoś podwórka nie ukradł.

Bajar:
Przyjechał z nami z miasta. Od urodzenia jest z nami. Dwanaście latek już przekroczył, ale niech tylko zobaczy otwartą bramkę, to młodnieje i idzie zwiedzać wieś.

A tak wygląda spacer z psami - kot też z nami spaceruje, widzicie go?

Był jeszcze Edzik.
Był z nami tylko półtora roku i choróbsko zabrało go bezpowrotnie. Był kocim bandytą, ale jakże sympatycznym.

To na razie tyle o zwierzętach.
Zaraz muszę stąd zmykać, żeby ziemniaczki wyjąć z pieca. Własnie dociera do mnie ich zapach, znaczy się, zaraz będą gotowe. Zwierzaki też wietrzą noskami smakowity aromat.
Tymiankowe ziemniaczki:
Ziemniaki, tyle ile zjemy i nie za duże, obieramy i obgotowujemy kilka minut w posolonej wodzie. Odcedzamy i wykładamy na patelnię lub do brytfanki, do której wcześniej wlaliśmy kilka łyżek oleju, wsypaliśmy łyżkę tymianku, pieprz i ewentualnie jeszcze szczyptę soli. Pieczemy w piekarniku, albo obsmażamy na patelni, aż dostaną mocnych rumieńców.
A do nich smażony ser:
Plastry dość twardego, żółtego sera (salami, gouda), takie na około pół centymetra grube, moczymy jak kotleta w rozmąconym jajku i obtaczamy w bułce tartej.  Smażymy na oleju z obu stron na złoty kolor. Im pikantniejszy ser, tym smaczniejszy wychodzi. Jeśli ktoś lubi, można sobie jeszcze doprawić pieprzem lub chilli.
Pasuje też idealnie do frytek.
Oto są:
O, rany, przez to pisanie zapomniałam przygotować sałatę, ale zieloną sałatę ze śmietaną, to sobie na pewno umiecie przy tym daniu wyobrazić :D
A zwierzyniec? Oczywiście coś też lizną, ale tak, na smaczek. Mają swoje jedzenie, do którego ja im się nie przypinam.

Czytamy dalej?

2 komentarze

Najnowsze posty

Copyright

© uciotalki.blogspot.com