Prawie pizze calcone.

13:49

W. poprosił, żebym mu zrobiła coś do jedzenia, żeby mógł zabrać ze sobą do pracy.
Znudziło mu się po drodze w sklepie kupować.
W końcu ileż można w pracy nadziewać się drożdżówkami wątpliwej jakości, albo kupnym chlebem z serkami z pudełeczka.
Jak tu się nad dzieckiem nie ulitować :)
Zrobiłam coś, co w domu nazywamy kalconki, to znaczy - na wzór pizzy calcone, ale mniejsze, bardziej podzielne i poręczne w użyciu. Są świetne i na gorąco, i na zimno.
Przepis na ciasto - to ten sam przepis, co ciasto na bułki pszenne, tylko daję dwa deko mąki mniej - lepiej się brzegi sklejają.
Ciasto podzieliłam na osiem części,

uformowałam owalne bułeczki,
które rozwałkowałam na owalne placki, na które nałożyłam po dwie duże, czubate łyżki farszu i skleiłam jego brzegi.

Farsz zrobiłam z:
1 laski kiełbasy toruńskiej, pokrojonej w kostkę,
puszki kukurydzy,
puszki fasoli czerwonej,
trzech grubych plastrów żółtego sera, pokrojonego w kostkę,
doprawiłam oregano, solą, pieprzem, słodką papryką.
Oczywiście farsz możemy zrobić jaki nam się żywnie podoba, zgodnie z naszymi upodobaniami i fantazją -  dla wegetarian i nie tylko - z kapustą, z warzywami duszonymi, ze szpinakiem i jajkami, z mielonym mięsem, z pieczarkami i z czym tylko Wam przyjdzie do głowy.
Brzeg wzmocniłam, żeby nie pękał takim ładnym wałeczkiem, ale nie łudźmy się - po wyrośnięciu nie widać tego wałeczka, będzie może śladowy, bo rosnące drożdżowe ciasto się za bardzo puszy, ale za to mam pewność, że brzegi się nie rozkleją w trakcie pieczenia, bo brzeg trzyma mocno. Bardzo ładnie wygląda taki brzeg na zwykłych pierogach.
Nie zapomnijmy posmarować kalconek przed pieczeniem rozbełtanym jajkiem.
Piecze się je dokładnie tak samo jak bułki.
Chyba dziś miałam za mało rozgrzany piec, bo mi się takie buły upiekły, po eleganckim sznureczku na brzegu śladu nie ma. Na szczęście smaku to nie zmienia.
Ponieważ farszu było sporo, starczyło na podwójną porcję. Farsz zużyłam idealnie do końca. Część kalconek pójdzie do zamrażarki, będzie jak znalazł do pracy od czasu do czasu. Choć jak znam życie, to długo one miejsca tam nie będą zalegać. Pewne, że tak powiem, "bardzo jadalne" rzeczy, w dziwny, niemal cudowny sposób, mają zwyczaj znikać z lodówki, lub zamrażarki późnym wieczorem. Rano tylko, w okolicy kuchennego zlewozmywaka, jakieś talerzyki z okruchami znajduję. Krasnoludki jakieś, czy co?

Czytamy dalej?

0 komentarze

Najnowsze posty

Copyright

© uciotalki.blogspot.com