Między pasztecikiem, a książką.

10:09

Siedzę sobie i czekam, aż kruche paszteciki się upieką.
Dziś robiłam je z nadzieniem najprostszym, kapuścianym, do kremu z pieczarek.
Ciasto:
30 dag mąki pszennej,
15 dag margaryny lub masła,
1 łyżeczka proszku do pieczenia,
2 żółtka,
4 łyżki kwaśnej śmietany,
sól do smaku.
Mąkę posiekać z tłuszczem, dodać pozostałe składniki, zarobić ciasto, podzielić na dwie części. Rozwałkować dwa prostokąty - dziś specjalnie jeden zmierzyłam i miał 25 na 55 cm.  Na każdy prostokąt nałożyć równo po połowie przygotowanego farszu i zawinąć jak roladę. Pokroić na paszteciki (Ja dzielę każdy wałek na 16 pasztecików, nie są duże ale bardzo poręczne, jak ktoś woli większe, to dlaczego nie), ułożyć na blaszkach, posmarować białkiem, które zostało od żółtek z ciasta i upiec na złoty kolor w gorącym piekarniku - pewnie tak 200, albo i ciut więcej stopni C. Ponad pół godziny to zajmie.
Farsz z kapusty - najlepiej przygotować wcześniej, np, wieczorem dnia poprzedniego:
Do 1 kg świeżej, poszatkowanej i ugotowanej kapusty, dobrze odciśniętej z wody, dodać 2 pokrojone i wysmażone cebule. Doprawić solą i pieprzem do smaku.
Oczywiście wariacji na temat farszu może być tyle, ile sami wymyślicie, bo nadzienie może być kapuściano-mięsne, mięsne, pieczarkowe, grzybowe, szpinakowe i co tam tylko macie pod ręką i lubicie, to możecie w to ciasto zawinąć. Z doświadczenia wiem, że samo mięso lubi być trochę zbyt suche, więc sporą garść kapusty najczęściej do mięsa dorzucam.

Tak sobie czekam, na te smaczności, chciałam coś poczytać, żeby skrócić sobie oczekiwanie i wpadł mi do głowy bardzo stary wspominek i refleksja.
Nauczyłam się czytać sama, mając pięć lat.
Jak to się stało?
Cóż, jak się ma czwórkę starszego rodzeństwa,to teoria mówi, że Cię pilnują, praktyka pokazuje, że mają Cię w nosie, więc czymś się trzeba zająć. Mieli mnie serdecznie dość, bo ciągle przynudzałam, żeby mi czytali. Repertuar był ograniczony, bo na własność miałam wiersze Jana Brzechwy i Elementarz, które siłą rzeczy znałam na pamięć. Z braku innych lektur, codziennie wertowałam kartki oglądając te same obrazki. Pewnego dnia doznałam olśnienia, że te pętelki, patyczki i zawijasy pod obrazkami w Elementarzu, regularnie się powtarzają i jak się je właściwie połączy, to wychodzą słowa.
I tak zaczęło się moje zaczarowanie.
W sklepie z modnymi ciuchami, to mnie  nie szukajcie, bo mnie tam nie ma. Ale księgarnia... tak, to jest to miejsce magiczne, w którym marzy mi się nieograniczony dostęp do gotówki.
Na księgarnianych półkach było w czasach mojego dzieciństwa niewiele. Trochę socjalistycznych klasyków w szarych, broszurowych okładkach, a na Encyklopedię PWN były zapisy. Jak "coś rzucili" do księgarni, natychmiast ustawiała się kolejka i zaraz znowu nie było nic. Do tej pory nie wiem, jak bez internetu i komórek takie wieści roznosiły się lotem błyskawicy po mieście.
Każda książka działała na mnie jak magnes. A jak jeszcze miała ilustracjie... a jeszcze pana Szancera... Boże drogi... Nic, tylko zatopić się w czytaniu. Znikał cały rzeczywisty świat, a ja byłam dokładnie tam, gdzie bohater czytanej właśnie opowieści.
Tak właściwie, to niewiele się w tym względzie zmieniło, tylko rozsądek chodzi za mną po księgarniach i pilnuje, żebym więcej odkładała na półkę, niż pakowała do koszyka.
W mojej bibliotece jest... eklektycznie :) Od literatury dziecięcej i młodzieżowej, przez klasykę polską, światowe hity, do psychotrillerów. No, jeszcze trochę o zwierzętach i ziołach, coś z historii, no, i oczywiście kilka książek kucharskich, w większości tych starszych, w których jest więcej do skorzystania, niż pooglądania.
Ale jedna półka jest wyjątkowa. Bałagan tematyczny tej półki jest nieprzypadkowy. To książki, do których regularnie wracam od lat i zawsze będą na mnie robić tak samo wielkie wrażenie. Są tu miedzy innymi Dzieci z Bullerbyn, komplet przygód Ani z Zielonego Wzgórza, sąsiadujące z książkami Sigrid Undset, Jamesa Baldwina, a między nimi i Pawlikowska-Jasnorzewska, i Norwid... Nie będę wszystkich wyliczać, bo różnorodność tej wyjątkowej półki może nieźle zamieszać w głowie :)
Czy próbowaliście czytać książki dla dzieci, jako młodzi ludzie i jako dorośli? Przeczytałam w licealnych czasach Muminki i byłam w szoku, jak inne zrobiły na mnie wrażenie, ile można w nich odczytać nowych, skrywających głęboki sens treści. Dlatego od czasu do czasu sięgam do baśni i nie tylko. Może też dlatego z dziećmi mam dobry kontakt? Szczerze polecam.
Smutno mi się robi, gdy widzę, jak po macoszemu traktowane są teraz książki. Mieć tyle skarbów w zasięgu ręki i nie skorzystać, to jak wygraną w Lotto wrzucić do bagna. Idę przez miasto, język u ludzi ubogi, kultura prymitywna, wyobraźnia nijaka. Ludzie mówią skrótami i mam czasem wrażenie, że myślą skrótami. Wiele książek pisanych przez współczesnych pisarzy jest jak nasze czasy - pisane jakby w pośpiechu, niby mają jakieś przesłanie, ale są takie spłycone, bez wyrazu. To, co widzę w mediach, czasem mnie przeraża. Kiedy znów nadejdzie moda na "wiedzieć" i "myśleć", a nie tylko zaistnieć i świecić tanim blaskiem? I wszystko szybko, szybko, bo nas ktoś przegoni.
Gdzieś tam czasem zabłyśnie piękny umysł, ale ginie wśród krzyków i reklam. Przykro...

Oj, bo się paszteciki przypalą! Uff... Na szczęście w samą porę...



Czytamy dalej?

2 komentarze

  1. Dzisiaj zrobiłam paszteciki z tego przepisu.Są pyszne, dziękuję za przepis.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Najnowsze posty

Copyright

© uciotalki.blogspot.com