Domowy makaron z rosołem na jesienne słoty.

13:36

Pada i pada. Aż się obawiamy, żeby nasza sąsiadka - rzeka Biała - nie chciała wpaść do nas, bo zabrałaby to, co w polu jeszcze zostało.
Niebo przecieka obficie, ziąb na zewnątrz, a jeszcze wspomnienie lata w głowie.
Coś ugotować trzeba, tylko co?
Jeszcze nie pora na bigos, ani zawiesisty gulasz. Już nie pora na chłodnik...
Najlepszy na wczesnojesienną słotę, będzie rosół z makaronem.
A, że czas jest, bo roboty polowe trzeba było zawiesić, ze względu na wyżej już wymienioną aurę, to zrobię makaron sama. Do wiejskiego rosołu, domowy makaron najlepszy.

Domowy makaron to super rzecz, łatwa do zrobienia, ale troszkę wprawy wymaga.
Ja zarabiam ciasto na samych jajkach, nie dodaję w ogóle wody.
Na cztery osoby powinno starczyć:
2 - 3 jajka,
mąka pszenna.
Przepisu nie da się podać idealnie, bo jajka mogą być różnej wielkości, a mąka też nie zawsze jest jednakowa. Ale spróbuję opisać produkcję w miarę jasno.
Wsypać na stolnicę mąkę, tak ze dwie garście, wbić do niej jajka i zarobić ciasto. W trakcie zarabiania, jeśli ciasto jest zbyt wolne, dodawać mąkę, niektórzy mówią o tym "ile przyjmie".
Ciasto ma być dość twarde, znacznie twardsze niż na pierogi, wyrobione na gładką kulę.
Ciasto wałkujemy jak najcieniej, podsypując w trakcie wałkowania dobrze mąką. Mąka "wwałkuje" się ładnie w ciasto, a ono nie będzie się nam przyklejać do wałka.
Jeśli ktoś ma dużą stolnicę, to może rozwałkować ciasto na raz. Ja mam stolnicę niewielką, więc dzielę ciasto na porcje - dziś na cztery kawałki i wałkuję małe, cieniutkie placuszki. Zresztą w ten sposób znacznie łatwiej i szybciej się je wałkuje.
Rozwałkowane ciasto zostawiamy do przeschnięcia - też ciężko określić czas, ale na pewno dłużej, niż na godzinę - żeby było łatwiej pokroić. 
Ciasto nie może całkiem wyschnąć, bo wtedy będzie się kruszyć. Ma być podsuszone, ale jeszcze elastyczne.
Można kroić makaron bezpośrednio po rozwałkowaniu, ale wtedy ciasto musimy posypać dodatkowo solidnie mąką, żeby w trakcie krojenia, kluski nie sklejały się.
Podeschnięte płaty ciasta kroimy na paski szerokości około 3 centymetrów i nakładamy warstwy "pasek na pasek", takie wysokie, żeby wygodnie się nam kroiło.
Kroimy złożone paski na niteczki, 
rozsypując skrojone porcje po stolnicy, na wszelki wypadek, żeby się nie sklejały.
Makaron wrzucamy na dużą ilość osolonej, wrzącej wody i gotujemy około dwie minuty od zagotowania - gotuje się krócej od kupowanego, bo nie jest całkiem wysuszony - najlepiej spróbować wyłowioną, pyszną kluskę i wiadomo, czy to już.
Jasną sprawą jest, że z takiego ciasta możemy robić makarony  różnej grubości i długości. Można ciasto pokroić na kwadratowe łazanki, można zrobić dłuższe, szersze wstążki do sosów. ale do rosołu i pomidorowej - nitki są najlepsze.
Jeśli ktoś ma czas i ochotę, to pokrojony makaron można wysuszyć, ważne, żeby zrobić to dokładnie i suchy można przechować przez kilkanaście dni zamknięty w słoiku lub puszce.
A rosół? Cóż, rosół, jak rosół. Każdy ma na niego swój przepis.
Najlepszy z całej, wiejskiej kury.
Według mnie, rosół ma być mocny, a nie tłusty. Dlatego raczej pozbywam się tłuszczu, obierając go, choć niezbyt dokładnie - jakieś oczka muszą po rosole pływać.
Kurę (kurczaka) dzielimy na porcje i wkładamy do garnka. Dodajemy jarzyny - po dużej sztuce - marchew, pietruszkę, opieczoną cebulę, do tego kawałek pora i selera. Ja nie dodaję kapusty, choć niektórzy nie wyobrażają sobie rosołu bez kawałka kapusty włoskiej.
Zalewamy wodą tak, żeby wszystko w całości było nią przykryte, pamiętając, że w trakcie gotowania nieco wody odparuje, więc podnieśmy poziom wody w garnku jeszcze o dodatkowe dwa, trzy centymetry.
Gotujemy wszystko na małym ogniu, żeby rosół tylko "mrugał", wtedy będzie piękny, klarowny.
A jak długo? Aż mięso będzie miękkie.
Wiejska kura wymaga długiego gotowania, czasem nawet cztery, pięć godzin. Miękkość mięsa sprawdzamy od czasu do czasu widelcem.
Pod koniec gotowania rosół doprawiamy lubczykiem i solą do smaku. 
 Po zdjęciu rosołu z ognia, dorzucamy posiekaną natkę pietruszki.
Pieprz dodajemy sobie, każdy indywidualnie, już na talerzach. 
A dziś, na rozgrzewkę, dodałam zamiast pieprzu szczyptę chili - super sprawa!

Czytamy dalej?

4 komentarze

  1. Taaaaa....Leje i wieje! Przedsmak listopadowych i wczesnogrudniowych dni. U mnie też jeszcze nie wszystkie plony zebrane. Zostały na grządkach warzywka. Ale za to sprzatnęłam piwnicę, korzystając z niepogody; będzie gdzie składować wszystko we właściwym porządku.:) A rosołek z domowym makaronem....wpadłabym, gdyby było bliżej, bo nie ma lepszej rzeczy na taki dzień jak dzisiaj:)
    Pogody ducha życzę Ciotałko, wbrew pogodzie na zewnątrz!
    Teńka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze rosołu na dziś zostało :)
      A co do plonów, to liczę, że jeszcze ta złota, polska jesień będzie nam sprzyjać
      Dziękuję Teńko! Pozdrawiam ciepło spod kaflowego pieca :)

      Usuń
  2. Kto by przypuszczał, że makaron tak łatwo się robi?! Dziękuję za przepis, Ciotałko :)

    OdpowiedzUsuń

Najnowsze posty

Copyright

© uciotalki.blogspot.com