O faszerowanej dyni Hokkaido i życiu gospodarskim słów kilka.
09:02W tym roku udało mi się zasadzić i wyhodować dynię hokkaido (uchiki kuri).
Ładnie wzeszła, urosła i zaczęły się pierwsze zbiory. Dyńki są nieduże, w pięknym, ogniście pomarańczowym kolorze.
Podobno ma to być jedna z najzdrowszych odmian dyni, ale kiedyś już o cudownych, dyniowych właściwościach pisałam, więc nie będę się powtarzać.
Moje wrażenia?
Na stole prezentują się, jako danie, rewelacyjnie. Są tak małe i zgrabne, że można je podawać w całości.
Myślalam, że będzie w smaku jak zwykła dynia bambino, albo podobna do makaronowej.
A tu niespodzianka.
Żadnych włókien, idealnie rozpieczona, jak po przetarciu dla niemowlaka. Przy tym gęsta, a w smaku... wytrawna.
Zdziwił mnie ten brak charakterystycznej dla dyni słodkości, ale stwierdzam, że spodobała mi się ta inność.
Na pewno będzie z niej świetna zupa i dżem.
Ale na początek, pomyślałam, że nigdy dyni nie faszerowałam, więc taka zgrabna, mała dynia hokkaido, idealnie nadaje się na faszerowanie.
Jako, że był to eksperyment, zrobiłam dla moich domowników, tylko jedną dyńkę, na spróbowanie.
Faszerowana dynia Hokkaido:
1 mała dynia Hokkaido,
10 dag ryżu,
15 dag mięsa mielonego,
1 cebula,
1 papryczka chilli (lub chilli w proszku),
1 łyżka przecieru pomidorowego,
2 łyżki papryki czerwonej pokrojonej w kostkę lub pół łyżeczki słodkiej papryki w proszku,
płaska łyżeczka majeranku,
sól do smaku.
Ryż ugotować na sypko w osolonej wodzie.
Dynię umyć, ściąć jej "berecik"
i wydrążyć - najlepiej robi się to łyżką.
Cebulę obrać, pokroić w drobną kostkę, podsmażyć na oleju.
Dodać do niej mielone mięso i podsmażyć.
Papryczkę chilli umyć, przekroić wzdłuż na pół, oddzielić od nasion i drobniutko pokroić.
W zależności od ostrości papryczki, dodać jej odpowiednią ilość. Moja okazała się być idealna - całą mogłam dodać do farszu, ale bez pestek, żeby nie przesadzić z ostrością.
Zmieszać mięso z ugotowanym ryżem i resztą składników, pamiętając, że sama dynia jest nie przyprawiona, więc trzeba dobrze przyprawić farsz.
Nałożyć farsz do dyni, dokładnie go w niej ugniatając.
Przykryć "berecikiem" i wstawić do piekarnika (200 stopni C) na godzinę.
Przed wyjęciem z piekarnika, sprawdzić widelcem. Jest gotowa, gdy widelec, wbity w miąższ dyni, wchodzi gładko, jak w ugotowanego ziemniaka. Najlepiej wbić widelec tam, gdzie odcięliśmy "berecik". Skóra może być nieco za twarda.
I na talerz z dyńką!
Całej bym nie zjadła (no, chyba że nie byłoby zupy i byłabym konkretnie głodna), więc połówka będzie akurat.
Niezłym pomysłem, wydaje mi się, może być podsmażenie mięsa razem z pomidorami i przyprawami - zrobię tak, następnym razem.
.................................................
Gdybyście myśleli sobie, że tak siedzę w domu, czy na werandzie i tylko kontempluję piękne widoki, to muszę Was rozczarować.
Walka z chwastami w tym roku doprowadza mnie do granic cierpliwości - czy to zima w tym roku będzie wczesna i ostra? Chwasty, które w poprzednich latach dopiero o tym czasie wyglądały spod ziemi, w tym roku już kwitną i "nasionkują". Mam wrażenie, że złośliwie nocami rosną w tempie przyspieszonym, żeby w ciągu dnia nabijać się ze mnie. Ech... ręce i nogi opadają.
A między chwastami na szczęście też dzieje się, oj, dzieje.
Cały czas coś zbieram, przetwarzam, chomikuję na zimę.
W moim malinowym chruśniaku znowu sennie brzęczą pszczoły, pobukują trzmiele. Szepczą i szeleszczą jakieś inne, bliżej mi nieznane owady. Intrygująco jest.
Pszczoły i trzmiele na kwiatkach siedzą.
Dojrzałe maliny ich nie obchodzą, więc miło nam razem w chaszczach buszować.
Ogórki systematycznie przynoszę z mojej niewielkiej, ale jakże w tym roku wydajnej, grządki
i kiszę po trochę, Raz więcej, raz mniej, ale systematycznie przybywa zimowych zapasów.Pomidory noszę koszykami i większość przerabiam na przeciery.
Kiedy obiad popyrkuje na piecu, obok "warzą się" rumiane pomidory.
W tym roku wpadłam na pomysł, żeby przecier zamrozić i mrożę kostki różnej wielkości, takie żeby były wielkością odpowiednie na zupę i mniejsze na sos.
Przecieru robię na cały rok ogromne ilości,pewnie zabrakło by mi pojemników do mrożenia, dlatego po zamrożeniu "wyciskam" przecierowe kostki do woreczków do zamrażania i układam w zamrażarce.
Żeby się dobrze wyciskało, dno pojemnika polewam ciepłą wodą z kranu i kostka pomidorowa wyskakuje szybko i lekko, nie rozmrażając się. Oszczędzam czas, który musiałabym przeznaczyć na przygotowanie słoików, pasteryzację, o ilości potrzebnych słoików nie wspomnę.
.................................
O suszeniu ziół, też nie zapominam.
Wrotyczowe liście już suche.
Jeszcze gałeczki kwiatków dochodzą osobno pomału.
Rzepik się suszy u werandowej powały.
Na piecu suszy się hyzop.
Dziurawiec już dawno zapakowany, tak jak pokrzywa, tymianek, czy macierzanka.
Majeranek jeszcze kilka dni musi poczekać na zebranie.
I tak mijają pracowicie kolejne dni...
2 komentarze
Coraz ładniejsze zdjęcia się pojawiają :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Mam nadzieję, że współpracując z aparatem, jakieś postępy czynię :D
Usuń