Klasyka - czerwony barszcz z krokietami.
13:37Nadeszła pora aktywności kuchennej - deszcz skutecznie zablokował roboty polowe. Coś trzeba zrobić wyjątkowego, dla zaniedbanych nieco w ostatnim czasie domowników, ot tak, bo ich lubię :)
Klasyka kuchni - barszczyk z krokietami.
Bez barszczyku w PRL-u nie było imienin, wesela, ani Sylwestra. I trudno się dziwić. Dobrze zrobiony barszczyk nie tylko smakował, ale i dodawał siły do dalszej zabawy.
Czasem robiło się do niego uszka, paszteciki, albo krokiety, ale zwykle kończyło się na wypiciu szklaneczki i... prośbie o dokładkę.A krokiety? Oczywiście z kapustą.
Jako, że barszcz jest kwaśną i bardzo wyrazistą w smaku zupą, to ja, dla złagodzenia smaku, robię krokiety do barszczu ze świeżej kapusty.
Żeby było i dla smaku, i dla zdrowia, to buraki nastawiłam do kiszenia - robię zakwas buraczany.
1 kilogram czerwonych buraków,
2 litry wody,
2 ząbki czosnku,
10 małych lub 6 dużych ziaren ziela angielskiego,
4 duże liście laurowe,
pół łyzki soli.
Niektórzy dodają do zakiszenia skórkę razowego chleba, ale ja tego nie robię. Wolę poczekać dzień, dwa dłużej, na zakiszenie się barszczowego zakwasu.
Buraki obieramy, kroimy na cieniutkie plasterki, lub w kostkę, jak kto woli.
W kamionkowym garnku, albo w szklanym słoju, zalewamy buraki wodą, dodając pozostałe przyprawy.
Stawiamy w spokojnym miejscu. Wystarczy pokojowa temperatura.
Wystarczy naczynie przykryć bawełnianą lub lnianą ściereczką, można przykryć jeszcze pokrywką lub talerzykiem, żeby ściereczka nie spadła.
Nie zamykamy naczynia szczelnie.
Codziennie zaglądamy pod ściereczkę, żeby zobaczyć, czy zakwas się pieni.
Ja tę piankę zbieram i wyrzucam.
Wydaje mi się, że barszcz jest klarowniejszy.
Zakwas jest gotowy po +/- 5 dniach. Kto chce kwaśniejszy, może potrzymać dłużej.
Jeśli ktoś wypróbuje ten podstawowy przepis, to może go modernizować, dodając na przykład więcej czosnku - w końcu smaki mamy różne.
Zlewamy zakwas do butelek lub słoików i wstawiamy do lodówki, jeśli nie korzystamy z niego zaraz.
Ciężko zrobić dobre zdjęcie płynu w szkle - tak mniej więcej wygląda zlany do szklanego dzbanka zakwas.
Zakwas może stać w lodówce około 2 tygodnie, ale lepiej go... wypić. Dlaczego?
Przede wszystkim polecany jest wszystkim osobom osłabionym i w okresie rekonwalescencji. Leczy anemię, wzmacnia odporność, poprawia krążenie, wzmacnia serce, dodaje energii, poza tym, poprawia przemianę materii, wspomaga pracę wątroby i nerek. Działa mocno zasadotwórczo na organizm. Jest wspaniałym lekiem i "wzmacniaczem", pod warunkiem, że nie ma w nim octu. W wielu źródłach znajdziemy też informacje, że buraki, sok i zakwas z buraków mają duże znaczenie w profilaktyce i leczeniu nowotworów.
Tak więc niech zakwas buraczany nie śpi w lodówce bezsensownie, tylko codziennie wypijajmy po szklance tego bardzo zdrowego i smacznego napoju.
Na barszcz czerwony potrzebujemy:
pół litra zakwasu buraczanego (dobrze kwaśnego),
pół kilograma obranych buraków,
2 litry mocnego rosołu,
sól, pieprz, czosnek, zioła do smaku.
Gotujemy mocny rosół, według sprawdzonego przepisu. Im lepszy rosół, tym i barszcz będzie lepszy.
Z rosołu usuwamy mięso i jarzyny - najlepiej przecedzić.
Buraki obieramy, rozdrabniamy i zalewamy w garnku wodą - tyle, żeby były przykryte.
Gotujemy je do miękkości i wywar przecedzamy do rosołu.
Buraki możemy wyrzucić, ale lepiej będzie, jeśli wykorzystamy je do sałatki lub przyrządzimy je zasmażane do obiadu.
Rosół z wywarem ze świeżych buraków zagotowujemy.
Dolewamy do tego zakwas i chwilę podgrzewamy, nie dopuszczając jednak do zagotowania.
Barszcz jest wtedy zdrowszy i ma ładniejszy kolor.
W trakcie podgrzewania dosmaczamy barszcz według upodobania czosnkiem, zielem angielskim, ziołami np. prowansalskimi, jeżeli sam zakwas wyszedł zbyt delikatnie doprawiony.
Dodatkowo solimy i dodajemy sporo pieprzu - barszczyk lubi być pikantny.
Jesli jest mało kwaśny, możemy dodać więcej zakwasu, lub zakwasić dodatkowo sokiem z cytryny, kwaskiem cytrynowym, albo octem. Z doświadczenia wiem, że najlepiej "trzyma kolor" ocet.
Z tej proporcji wychodzi około 3 - 3,5 litra barszczu.
Krokiety:
Kilka naleśników,
które smażymy według ulubionego przepisu. Ilość ich trudno określić, bo przecież smażymy naleśniki na różnych patelniach. Ważne, żeby były cienkie.
Mała główka kapusty,
duża cebula,
sól i pieprz do smaku,
jajko,
bułka tarta,
olej do smażenia.
Kapustę szatkujemy, gotujemy do miękkości.
Odcedzamy z wody i odciskamy mocno, żeby farsz nie był zbyt mokry.
Cebulę kroimy w kostkę i podsmażamy na oleju lub maśle na rumiano.
Kapustę łączymy z cebulą i przyprawiamy do smaku. Można zmiksować, wtedy lepiej się zawijają.
Na każdego naleśnika nakładamy farsz (ile kto lubi, byle naleśnik ładnie się zawinął).
Zawijamy "roladki".
Każdego zawiniętego naleśnika maczamy w rozmąconym jajku
i w bułce tartej.
Obsmażamy na rumiano.
Oczywiście bardzo wskazane jest dodanie zmiksowanego lub zmielonego mięsa z rosołu do farszu, ale dziś akurat robiłam krokiety z samą kapustą.
A teraz nadszedł czas, żeby podelektować się szklanką wybornego barszczu ze świetnym, sycącym krokietem, lekceważąc chłód i deszcz, usiłujące nas straszyć zza okna.
4 komentarze
Nie uwierzysz Ciotałko, też wczoraj gotowałam barszcz czerwony. I też na zakwasie (który jesienią codziennie rano piję „dla zdrowotności”). Tyle, że nie gotuję, a piekę buraki, a do barszczu były kapuśniaczki w drożdżowym cieście zamiast krokietów. Ale to już szczegóły.:)
OdpowiedzUsuńGdyby nie to, natychmiast bym zabrała się za gotowanie, tak apetycznie je opisałaś.:))
Natomiast to, co podobało mi się w tym wpisie najbardziej, to myśl przygotowania czegoś pysznego dla swoich domowników, bo...ich lubisz.
Ciepłe, mimo chłodu pazdziernikowego pozdrowienia
Muszę, Teńko, spróbować upiec buraki. Od dawna o tym myślę i jakoś tak schodzi...
UsuńDrożdżowe kapuśniaczki tez czasem robię, a czasem kruche paszteciki.
A co do lubienia domowników... Fajnie jest, jak pod jednym dachem ludzie się lubią. Wtedy, nawet te trudniejsze dni, łatwiej przetrwać.
Pozdrawiam równie ciepło.
Taką kuchunia jest najlepsza, zdrowa z naturalnych produktów, to telewizyjne gotowanie, przedobrzone jakoś mnie nie zachwyca.:)
OdpowiedzUsuńLubię czasem spróbować jakiejś "nowinki", bo czasem coś mnie zaciekawia, ale to znikomy procent mojej kuchennej "produkcji"
Usuń