Róża w drugiej odsłonie - róża smażona.
13:59Wreszcie, po kilku długich, ciemnych, deszczowych dniach, rankiem obudziło mnie słońce.
Całe szczęście, bo jeszcze dzień, dwa i znowu sąsiadka rzeka odwiedziłaby nasze pole, niszcząc świeżo wzeszłą kukurydzę, ukradłaby skiełkowane nasiona dyni i cukinii, a tak, grzecznie wróciła do stałego poziomu i wdzięcznie szeleści z cicha, kojąc duszę.
Może sałaty i inne zielonki zaczną normalnie rosnąć, bo na razie widać, jak niebożątka skulone, niechętne do wzrastania, przycupnęły smutne na grządkach.
Róża, też zmęczona deszczem, ożywa.
Proporcja jest bardzo przyjazna dla pamięci - ile płatków róży, tyle cukru i tyle samo wody.
Ja dziś miałam równe 20 dag płatków, więc w garnku zagotowałam 200 ml wody. Do wrzątku wsypałam 20 dag cukru. Jak cukier się rozpuścił, zaczęłam wrzucać płatki, do wyczerpania zapasów. Gotowanie trwało ponad trzy godziny. Z zakamarków pamięci wydobyłam informację, że różę smaży się, aż płatki będą przezroczyste.
Tyle mi tego wyszło:
Czytałam, że do smażenia róży dodaje się kwasek cytrynowy, lub sok z cytryny, żeby uzyskać ładniejszy kolor, ale nie zrobiłam tego, żeby nie zmieniać smaku i zapachu. Może kiedyś poeksperymentuję.
Zastanawiam się nad wykorzystaniem tej smażonej konfitury w mojej kuchni i powiem Wam, że pomysłów mam kilka.Ze względu na konsystencję, nie nadaje się do nadziewania ciastek, czy pączków samą nią, ale już wymieszana z jakąś twardą marmoladą i owszem. Poza tym, już widzę się siedzącą na werandzie z miseczką lodów śmietankowych, polanych różanym syropem z płatkami, ewentualnie jakieś gofry z bitą śmietaną i polane łyżką syropu, a może kromeczka złotego biszkopta skropiona kilkoma kroplami? Hmm... muszę to sprawdzić!
Jedno zastosowanie już sprawdziłam, dodałam dużą łyżkę syropu z płatkami do herbaty - rewelacja!
0 komentarze